środa, 3 lutego 2016

Rozdział 2

Hej, hej! Mam nadzieję, że pierwszy rozdział Wam się spodobał. Jeśli to czytacie to prawdopodobnie tak i jesteście ciekawi rozdziału drugiego. Taką mam nadzieję. Chciałabym jednak o coś poprosić, jeśli rozdział drugi też Wam się spodoba, albo macie dla mnie jakieś sugestie jako początkującej, trochę konstruktywnej krytyki (:D) to proszę BARDZO BARDZO gorąco o powiadomienie mnie o tym, w komentarzu, przez maila, jak tylko chcecie. Będę bardzo wdzięczna za każde słowo, bo każde daje niezłego kopa i chęć do działania :)

Wasza Phunk :*

**********************************************************************************************************************************


Uniwersytet. Egzamin. Szpital. Sukces. Znów szpital. Czarne chmury. Porażka. Policja. Areszt. Sąd. Wyrok.
 *****
Julka zrobiła gwałtowny wdech i otworzyła oczy. Jak zwykle. Powoli wypuściła powietrze z płuc. Już się przyzwyczaiła. Zerknęła na podświetlany zegarek obok jej starego telewizora. 3:26. Noc z niedzieli na poniedziałek. Jedyna noc, podczas której Fanindra była zupełnie cicha. Jedyna, którą właścicielka klubu mogła przespać. Zamknęła więc oczy.
 *****
Ciemność. Blask. Nagle... Czyiś wzrok. Jej wzrok. Wzrok koloru czekolady. Ciepły. Spokojny, ale z nutą szaleństwa. Działał na Julkę tak kojąco i odprężająco.
*****
O godzinie 7:30 Julka była już na nogach i próbowała ratować przypalającą się owsiankę. Nie uratowała. No cóż, kucharka była z niej marna. Nawet wodę potrafiła pić.
Jedyne co jej wychodziło to drinki, ale i tak nigdy nie przebije mistrza Fanindry w robieniu drinków, którym był bezsprzecznie Philip. Do tego był charyzmatyczny. Potrafił rozmawiać z każdym, wczuć się w każdą sytuację. Napoje więc przy rozmowie z nim schodziły jak ciepłe bułeczki. Patrząc na to wszystko trudno było uwierzyć w to co chłopak przeżył. Praca na ulicy jako męska dziwka, by zarobić na leki dla chorej babci.
Julka poznała go w jednym z klubów Bronxu, gdzie pracowała, by zarobić na swój własny lokal. Na pierwszy rzut oka wydawał się być pewny siebie, odważny, wesoły. Jednak po paru piwach wyjawił dziewczynie wstydliwe aspekty swojego życia. Już wtedy wytworzyła się między nimi pewna więź. Więź przyjaźni.
Kilka spotkań później postanowili razem zmieniać swoje dotychczasowe życia. Julka jeszcze zanim poznała Philipa miała plan stworzyć miejsce jakim teraz jest Fanindra. Jednak to Philip pomyślał, by umiejscowić ją w starej, mało wartej kamienicy jego babci. Pani Suzie i jej wnuk wstrzymywali się z decyzją o sprzedaży do ostatniej chwili, była to bowiem jedyna pamiątka po zmarłych rodzicach i dziadku.
Decyzja okazała się zbawienna dla dziewczyny i powstania Fanindry. Nad klubem udało się jeszcze zrobić pomieszczenie dla tancerek i mieszkanie dla Julii. Jeszcze wyżej mieszkał Philip i jego babcia.
Tamtego ranka, Julka w duchu dziękowała za to Bogu wychodząc po schodach piętro wyżej. Zawsze gdy robiła któryś z posiłków dłużej niż pół godziny i nic z tego nie wychodziło szła do Pani Suzie. Ona zawsze przyjmowała ją z otwartymi ramionami... i czymś pysznym do jedzenia. Staruszka odkąd przeprowadziła się tutaj, odżyła. Urodziła się na nowo. Pomagała młodym na tyle na ile mogła, najczęściej po prostu gotując im przepyszne rzeczy. Jej wypieki były nawet sprzedawane w klubie. Nigdy jednak długo nie leżały, zawsze sprzedawane były w ciągu nie dłużej niż 20 minut.
I tego dnia Julka została obdarowana nie tylko jajecznicą ze szczypiorkiem, ale również kruchymi ciasteczkami z pianką.
-Dzień rozpoczęty takimi pysznościami nie może skończyć się źle.- powiedziała z uśmiechem Julia.
****
Parę minut później była już u siebie, z porządną dawką energii i pozytywnego myślenia. Julka postanowiła iść za ciosem i porządnie wysprzątać bar, tak jak czyniła to każdego poniedziałku. Wzięła więc ulubione płyty i zeszła na dół. Ze schowka wyciągnęła rękawiczki, środki czyszczące, ścierki, mopa i wiadro, które potem napełniła. Włączyła głośno muzykę i zaczęła sprzątać, jednocześnie wydzierając się prawie na całe gardło.
Po jakimś czasie zaczęła nawet tańczyć i śpiewać do mopa. W pewnym momencie zobaczyła Zoe, która wchodziła od frontu z paczkami i pocztą. Julka gestem wskazała, by dziewczyna zostawiła je w biurze. Personel Fanindry był przyzwyczajony do poniedziałkowego sprzątania dziewczyny połączonego z recitalem.
Była godzina 17:30, jeszcze godzina do otwarcia klubu-baru, dziewczyna więc nadal wygłupiała się, tańczyła. Po chwili odwróciła się w stronę drzwi, a tam oparta o framugę, z lekko szyderczym uśmieszkiem stała właśnie Ona.

~by Phunk

piątek, 29 stycznia 2016

Rozdział 1

Westchnęła. Kolejny wieczór za nią. Wieczór... ta jasne. Raczej noc. Ciężka noc. Fanindra była otwarta od późnego wieczora do wczesnego ranka. Julia rozejrzała się wokoło i przymknęła oczy. Myślami wróciła do czasu, gdy urządzała ten klub. Pomieszczenie miało kształt litery L. W bardzo dużym uproszczeniu. Na wprost wejścia bar, po prawej stronie stoliki, loże, po lewej scena i miejsce dla DJ'a. Meble z odzysku, ze starych barów z lat 50. Dominował kolor czerwony, mimo że nie był on ulubionym kolorem Julii. Jednak dziewczyna lubiła to miejsce. Miało swój urok. Klienci również lubili tu przychodzić. Każdy czuł się tu dobrze: hetero, homo, bi. Nikt nie był szykanowany z powodu tego kim jest. Przez pierwsze dwie godziny każdego wieczoru nie było muzyki, można było spokojnie porozmawiać, wypić drinka. Potem zaczynał grać DJ lub często jakiś zespół. Były tancerki, ale nie wyzywające. Byli ochroniarze, ale bardzo mili. Julka dbała, by miejsce to nie było typowym "klubem nocnym" z techno lub hip-hopem. Fanindra była wyjątkowa. Dziewczyna otworzyła oczy i jeszcze raz spojrzała na salę. Jeszcze tylko ogarnie pare stolików i będzie mogła pójść na górę do swojego mieszkania. Tam czeka na nią jej ukochana stara sofa. Jak zawsze położy się na niej tylko na chwilę przed kąpielą, przebraniem się... i obudzi się dopiero rano.
-Julia, bo Martin już jedzie do domu i mógłby mnie...-z rozmyślań wyrwała ją jedna z barmanek Kathrina, w skrócie Trini. Dziewczyna wyglądała, jak gdyby wyrwała się z jednej z hiszpańskich telenoweli, burza czarnych włosów, nie za wysoka, ciemne oczy, ciemna skóra, no i oczywiście akcent idący w parze z temperamentem.
-Jasne, że możesz.-Julka odparła z uśmiechem.
-Jutro o tej samej porze.- Inni barmani, chudy gej Philip i krótko ścięta chłopczyca Zoe, już dawno poszli. Za barem została jedynie ona. Rzuciła okiem na całą salę, po czym odwróciła się i zgasiła światło.
*****
Uniwersytet. Egzamin. Szpital. Sukces. Znów szpital. Czarne chmury. Porażka. Policja. Areszt. Sąd. Wyrok.
*****
Julka poderwała się gwałtownie do pozycji siedzącej. Powoli uspokoiła oddech. Znów przyśnił jej się ten sam sen. Spojrzała na zegarek. Wskazywał 8:23. No cóż, spała niespełna cztery i pół godziny. I tak już nie zaśnie. Wstała przy odgłosach skrzypienia starej sofy o imieniu Madzia.
 -Magda cicho...-powiedziała Julka jak do swojej przyjaciółki. Dziewczyna kochała ją i nienawidziła jednocześnie. Miała ją od dziesięciu lat, czyli odkąd przeniosła się do Nowego Jorku. Tyle rzeczy się na niej zdarzyło. Julka uśmiechnęła się do wspomnień wywołanych dźwiękami wydawanymi przez kanapę. Szybko jednak skarciła się za nie w myślach i poszła do łazienki. Rozebrała się. Spojrzała w lustro. Przyglądnęła się sobie dokładnie. Wszystko w jej ciele, od krzywych stóp, poprzez cerę białą jak papier, w niektórych miejscach nawet zielonkawą, widoczne kobiece kształty, tysiące pieprzyków, usta, ani wąskie, ani pełne, aż po włosy koloru nijakiego, wręcz mysiego, popularnie zwanego "ciemnym blondem", dosłownie wszystko zdradzało zmęczenie, ale i siłę. Każdy napięty mięsień, nerw, każda najmniejsza komórka ukazywały gotowość do działania, gotowość na wszystko, gotowość na najgorsze. Najwięcej jednak można było wyczytać w oczach. Strach, smutek, złość, rozczarowanie, ale i determinacja, i ta iskra nadziei na lepsze jutro. To wszystko bładziło gdzieś w jej szafirowo-błękitnym spojrzeniu. Wypuściła powietrze z płuc i weszła pod prysznic.
*****
Godzinę później jechała juź swoim starym czerwonym cadillaciem deville ulicami Bronxu, jednej z pięciu i niewątpliwie najgorszej dzielnicy Nowego Jorku. Był czternasty marca. Zmierzała do pobliskiej siedziby policji, by jak w każdym miesiącu zameldować się. Był to rodzaj aresztu. Ostatni z punktów jej wyroku. Prace społeczne już "odbębniła", grzywnę spłaciła. Pozostało tylko to. Tylko lub aż. Nie mogła opuścić miasta na dłużej niż 5 dni bez zgody jednego z funkcjonariuszy. Dlatego też przynajmniej raz w tygodniu wysyłano do jej klubu patrol policji. Zwykle był to Ben z aktualną partnerką. Aktualną, bo żadna nie wytrzumała z nim dłużej niż miesiąc. Zaparkowała niedaleko budynku. Wyszła z samochodu i odpaliła papierosa. Cienkiego Marlboro. Wtedy napotkała wzrok najpiękniejszych oczu jakie kiedykolwiek widziała.

~by Phunk